Neverending story?

Neverending story?

29 marca 2022 1 przez DizzyX

Może to dziwnie zabrzmi, ale jako dziecko często próbowałem brać przykład z kreskówek.
Wiecie, na przykład próbując wiązać buty na kokardkę starałem się przytrzymać środek palcem, bo tak robiły postacie w Tom i Jerry. Co prawda wiążąc ją na prezencie, ale kokardka to kokardka.

Ogromne spustoszenie wprowadził więc w moje życie Krecik, naprawiając w jednym z odcinków samochodzik. Może niekoniecznie miałem co naprawiać, ale owładnęła mnie chęć rozbierania różnych zabawek czy urządzeń na czynniki pierwsze i składania ich.

Sęk w tym, że łatwo było zwykle do połowy. Schody zaczynały się, kiedy trzeba było poskładać coś na nowo. Zwykle finalnie to, co przed chwilą było jeszcze radiem JOWITA 2 stawało się zaledwie stertą części w pudełku. I to, zdawało się, kompletnie do siebie niepasujących.

Ta zmora dzieciństwa prześladuje mnie do dzisiaj. Cholernie ciężko jest mi doprowadzić jakikolwiek projekt do względnego końca.

Największy problem polega jednak na tym, że to nie jest tak, że ja tego nie chcę. Sęk w tym, że w tym wszystkim najbardziej bawi mnie sam fakt pracy, poznawania czegoś nowego, kombinowania jak coś zrobić, sprawdzenie jak coś działa. Im bliżej jestem efektu, który założyłem, tym bardziej chciałbym przedłużać tę zabawę i mam wrażenie, że nie do końca umiem cieszyć się efektem końcowym, nawet jeśli wyjdzie niezły.

To tak jak bym piekł ciasto i cieszyło mnie same mieszanie składników i pieczenie, ale jedzenie już nie – nawet jeśli byłaby to najlepsza szarlotka na świecie. Czyli szarlotka mojej babci.

Tymczasem prace przy Alfie zmierzają nieuchronnie ku końcowi. Tak naprawdę została podsufitka, a reszta to późniejsze dopieszczanie. Ale wiecie co? Tym razem się cieszę. I nie mogę się doczekać. Bo to chyba pierwszy samochód, który daje mi większą radość z jazdy niż z dłubania przy nim.