Kupię Skodę na wodę…

Kupię Skodę na wodę…

17 września 2016 2 przez DizzyX

… albo Ładę na gaz! Jak bardzo słowa piosenki pasują do dzisiejszego wpisu! Ostatnio, ze względu na pracę i obowiązki nie miałem czasu na bloga – ale teraz to nadrabiam. I to ze zdwojoną siłą!

O Skodzie, która jest głównym bohaterem dzisiejszego wpisu, wspominałem już mniej więcej na początku istnienia Garażu Dziadka. Jest to nic innego jak Skoda Favorit należąca do jednego z moich dziadków. I to nie byle jaka!

 

Jest to Skoda Favorit z jednego z ostatnich wypustów, bodajże z 1995 roku. Charakteryzuje się przede wszystkim odświeżonym wnętrzem w stosunku do wcześniejszych wersji. Deska rozdzielcza, choć kształtem taka jak we wcześniejszych modelach, wykonana jest z innych materiałów (co widać przede wszystkim po kolorze), pojawiły się nowsze, „ładniejsze” zegary, przyjemniejsza w dotyku gałka zmiany biegów (głównie ze względu na kształt). Zmieniły się boczki drzwiowe (pełne, nie ma już „blachy” na wierzchu), inne są też fotele i tapicerki.

Tej ostatniej zmiany nie zobaczymy w tym egzemplarzu, mimo że jest piękna (miałem okazję raz ją zobaczyć) i zachowana w stanie fabrycznym. Od początku trzymana jest bowiem pod pokrowcami – na tylnej kanapie zachowały się nawet pierwsze pokrowce, bo te na przednich fotelach są już drugie z kolei. Ogólnie całe wnętrze zachowane jest w bardzo dobrym stanie, pomimo wieku auta.

Jej stan zewnętrzny jest typowy dla tego typu samochodów – tak zwany Stan zachowany. Jakiś czas temu lakier był odświeżany ze względu na pewien incydent drogowy, auto jednak nadal pozostaje w ruchu – i dobrze. W takich przypadkach sam nie jestem zwolennikiem złomowania samochodów, a raczej naprawiania ich – ale do takiego wniosku trzeba dojrzeć/dotrzeć samemu. Dodatkowo auto jest garażowane i obecnie bardzo rzadko jeżdżone zimą, co dodatkowo „uodparnia” Skodę na wszelką korozję. Nieodzownym elementem są oczywiście lotki HEKO – których strasznie brakuje mi w Polonezie którym jeżdżę…

Jak przystało na dziadkowóz – Skoda posiada hak oraz instalację gazową. Ta ostatnia sprawia mojemu dziadkowi niestety pewne problemy, mam nadzieję że uda się je w końcu rozwiązać własnoręcznie 🙂


Dodatkowym bonusem do dzisiejszego wpisu jest auto, które spotkałem przypadkowo. Po wstępnie pewnie wiecie, a przynajmniej domyślacie się o jaki samochód chodzi – o Ładę Samarę.

Samochody nieprzypadkowo trafiają do jednego wpisu – w zasadzie pod względem klasy (wielkości) samochodu i zaawansowania technologicznego to bardzo zbliżone pojazdy.

Ładę spotkałem dzisiaj, pod Polmozbytem. Kupowałem akurat… uszczelki drzwiowe do mojego Malucha. Właściciel Samary wymieniał w niej właśnie akumulator – poprzedni wytrzymał 12 lat i też kupił go w tym samym Polmozbycie.

Opowiadał, że Ładę ma od nowości, że jest w zasadzie bezawaryjna (ach, ten przeklęty akumulator, zepsuł statystyki!), a samochód jest w oryginalnym lakierze. I było to prawdą – od razu można było zauważył pewne niedoskonałości i spękania, ale – oczywiście – ani grama rdzy, bo samochód został odpowiednio zakonserwowany.

„Zięć ma nowe auto i Panie, więcej w serwisie siedzi niż jeździ”. Dlatego właściciel będzie jeździł nim jeszcze wiele lat. Na pohybel Euro 4.